0

Z Actifibre sprzątanie jest dziecinnie proste!

Jestem! Melduje się perfekcyjna pani domu 😉

Dzisiaj kilka słów na temat testowania ściereczek Actifibre firmy Vileda, które dostałam od portalu streetcom.pl.

Ten post miał pojawić się już tydzień temu, ale zabrakło mi na niego czasu. Dzięki temu miałam więcej okazji do przetestowania podarowanych mi ściereczek. Wierzcie mi lub nie, ale jestem nimi zachwycona. Zresztą osoby, które otrzymały ode mnie testery Actifibre też zakochały się w nich. Dlaczego? Sprzątanie z nimi jest dziecinnie łatwe, a do tego tańsze i szybsze. U nas sprząta i czyści się nimi wszystko poza drewnianymi meblami, do których używamy sprawdzonego detergentu pielęgnującego drewno. Z tego nie zrezygnujemy, ale okazuje się, że niepotrzebne są nam już płyny do okien, luster, płytek czy ceramiki. Można je spokojnie wyrzucić z domu, bo zamiast nich wystarczy ściereczka Actifibre i trochę czystej wody. Efekt tych dwóch składników jest szybszy i czasem nawet lepszy niż po użyciu tych wszystkich specjalnych płynów.

Chciałabym Wam pokazać kilka przykładów. Jestem tylko na siebie zła, że tak późno wpadłam na ten pomysł i wyjęłam aparat dopiero myjąc okna…
okno

Tak wygląda okno przed myciem i po umyciu go ściereczką Actifibre nasączoną czystą wodą. Umycie dwóch dużych okien w pokoju M. zajęło mi góra 5 minut. DOSŁOWNIE! Jak to możliwe? Choć okien nie myłam od sierpnia i było na nich sporo brudu wystarczyło przetrzeć je raz mokrą ściereczką, a później suchą również jeden raz. Efekt wypolerowanej szyby bez smug gotowy 🙂 MAGIA! Zawsze lubiłam myć okna, ale teraz lubię to jeszcze bardziej.

Drugi przykład to lustro. Niestety nie to w naszej sypialni, które ma na
lustrosobie dziesiątki śladów dłoni M. i łapek kota, bo na pomysł z robieniem zdjęć wpadłam już po umyciu go… Ale udokumentowałam lustro w przedpokoju, które jest w znacznie lepszym stanie czystości 😉 Mycie go wyglądało identycznie jak sytuacja z oknami – raz na mokro, raz na sucho i jest czyste, bez smug, kurzu i pozostałości po ścierce czy ręczniku papierowym. Na tym lustrze nie widać za bardzo efektu Actifibre dlatego poczekam aż nasze sypialniane wróci do swojego codziennego wyglądu i wtedy pokażę Wam jak świetnie spisuje się ta ściereczka. Dodam jeszcze, że na lustrze próbowałam czyszczenia Actifibre na sucho. Też daje radę, nawet całkiem nieźle, ale jednak trwa to trochę dłużej. Dlatego warto mieć zawsze dwie ściereczki pod ręką – mokrą i suchą.

Skoro poszło mi tak fajnie z lustrami i oknami postanowiłam spróbować jak ściereczka sprawdzi się na trudniejszych zabrudzeniach.

lampka Postanowiłam w końcu wyczyścić wiekową lampkę, która była w pokoju jeszcze za mojego dzieciństwa. Od czasu do czasu zaglądam do niej i czyszczę ją, ale zdarza się to bardzo sporadycznie. Po odłączeniu z prądu – raz na mokro, raz na sucho i od razu lepiej 🙂 Na tym zdjęciu, w tej wielkości może być słabo widoczny efekt dlatego proponuję kliknąć na nie i powiększyć 🙂 Na powiększeniu znacznie lepiej widać warstwę kurzu i brudu na górnym zdjęciu. Później wypróbowałam ściereczkę jeszcze na naszym monitorze, który po wyłączeniu wygląda jak jeden wielki maziaj… Nie udało mi się doprowadzić go do stanu „jak nowy”, ale wygląda znacznie lepiej niż wcześniej, choć czyszczę go regularnie.

Kolejny udokumentowany test odbył się w łazience, gdzie poza ściereczką Actifibre już nie potrzebuję niczego. kranŚciereczka i trochę wody wymyły lustra, płytki i blat szafki, która wiecznie klei się od kurzu z lakierem do włosów… Zawsze miałam problem z doprowadzeniem go do odpowiedniego stanu na szybko, ale dzięki tej ściereczce niemożliwe stało się możliwe i dziś szafka błyszczy czystością 🙂 Nie byłoby tego jednak widać na zdjęciach, bo w łazience dominują jasne kolory, dlatego zrobiłam tylko jedno zdjęcie – kranu. Technika znana – raz na mokro, raz na sucho i kran błyszczy! Bez smug, zacieków, wysiłku i wydanej kasy na różne specyfiki w płynie. Przepraszam. suszarkaTo nie jedyne zdjęcie z łazienki, bo sfotografowałam jeszcze moją ulubioną suszarkę 🙂 Jak już myłam ściereczki po całej robocie stwierdziłam, że spróbuję jeszcze wyczyścić suszarkę, na której był kurz i resztki lakieru do włosów. Raz na mokro, raz na sucho i suszara jak nowa! 🙂

Na koniec postanowiłam jeszcze „odkurzyć” moje „podomowe” okulary, na których oprócz kurzu można znaleźć np. odciski palców M., bo uwielbia je ściągać trzymając za szkła. Raz na mokro, raz na sucho, 5 sekund i świat od razu jakiś taki ładniejszy i wyraźniejszy się okazuje 😉

Chciałabym jeszcze podzielić się z Wami informacją, że zarówno suchą jak i morką ścierką można ścierać kurze, bo genialnie zbiera go z powierzchni. Co najważniejsze, starty kurz nie unosi się w powietrzu tylko w całości pozostaje na ściereczce. Ja do codziennego ścierania kurzu korzystam z tej możliwości, ale jednak raz czy dwa razy w tygodniu przecieram meble inną ścierką z pielęgnującym detergentem do drewna. Nie dlatego, że lepiej sobie radzi z kurzem, ale właśnie ze względu na pielęgnację.

Po zakończonym sprzątaniu ściereczkę można umyć pod bieżącą wodą lub wrzucić do pralki i wyprać. Jest też bardzo pomocna w sytuacji kiedy większa ilość jakiegoś płynu nagle nam się wyleje, bo szybko wchłania. Podsumowując – Actifibre to aktualnie moja ulubiona ściereczka i najlepszy pomocnik przy sprzątaniu 🙂

0

Domowe obiadki dla niemowlaka

Zaszaleliśmy dziś… Postanowiliśmy wziąć żywienie M. w swoje ręce. Po południu opadły mgły i zaczęło wychodzić jesienne, złoto lśniące słońce, więc poszliśmy na spacer. Zahaczyliśmy o targ i kupiliśmy warzywka – ziemniaki, dynię, cukinię, pora, pietruszkę, marchewkę. W sumie wydaliśmy 8 zł u kupców handlujących własnymi plonami. Po powrocie do domu wzięliśmy się za obieranie wszystkiego – zajęło nam to 45 minut. Rzecz jasna najbardziej pracochłonna okazała się dynia… Do gotowania jarzynek użyliśmy przegotowanej wcześniej wody i wrzuciliśmy wszystko do dwóch garnków. W jednym gotowały się ziemniaki, marchew, por i pietruszka, a w drugim dynia z cukinią. Po ugotowaniu podzieliliśmy wszystko na trzy porcje.IMG_20151027_204716~2 Pierwszą, największą na zupę dyniową z dodatkiem masła. Drugą na zupę marchwiową z oliwą z oliwek i trzecią – najmniejszą na zupę cukiniową z masłem. Każdą z nich osobno przerobiliśmy blenderem na krem i przelaliśmy do słoiczków po gotowych obiadkach. I to był nasz największy błąd, bo z 30 słoików tylko osiem udało się zapasteryzować… Dopiero później wyczytaliśmy, że te słoiczki nie nadają się do wekowania…

Mimo to nie zrażamy się. Najważniejsze, że M. smakuje nasza kuchnia, więc jutro ruszamy na zakupy w poszukiwaniu małych słoików 🙂 A niezapasteryzowana część jedzenia nie zmarnuje się. Przelaliśmy wszystko do jednego gara, jutro dodamy przyprawy i będzie na obiad jak znalazł 😀

A Wy? Robicie domowej roboty obiadki dla swoich niemowlaczków?

0

Lekcja patriotyzmu

Wartości i patriotyzmu powinno uczyć się od urodzenia. Jesteśmy tego właśnie zdania, dlatego wczoraj zabraliśmy M. na wybory. Co prawda swojej karty nie dostała, ale oddaliśmy jej swoje.DSC_3190b Rzecz jasna po wypełnieniu, aby wrzuciła je do urny. Ostatecznie to jest w tym wszystkim najważniejsze – aby prawidłowo wypełniona karta trafiła do urny 😉

Ciekawi jesteśmy jak to jest u Was. U nas dość kolorowo. Jedno stoi po jednej stronie, drugie po drugiej… Każde z nas miało innego kandydata z innej listy. Mąż patrzył na człowieka i listę, ja postawiłam na człowieka. To z jakiej listy startuje mój faworyt było sprawą trzecio albo i czwartorzędną. Generalnie, nie miało znaczenia, bo gdyby miało w życiu nie postawiłabym przy nim „X”. Tak więc, mieliśmy różne zdania przed wyborami, a po wyborach jesteśmy w tym samym miejscu, bo ani mój, ani męża nie wszedł do sejmu. No, cóż… Bywa. Ale obowiązek spełniony i przynajmniej za „swoich” przez najbliższe cztery lata nie będziemy musieli się tłumaczyć 😉 (zawsze trzeba szukać pozytywów w danej sytuacji).

Teraz pozostaje tylko pytanie, jak ta rewolucja wpłynie na teraźniejszość, na naszą przyszłość i przyszłość M., która ma całe życie przed sobą… Pożyjemy – zobaczymy.

W tym tygodniu szykuje się nam spóźniony weekendowy wpis kulinarny także wypatrujcie i czekajcie 🙂

2

Paczka od Viledy – idealna na sobotę

Dzisiaj po obiedzie, w czasie drzemki M. zapukał do nas kurier. Dostaliśmy paczkę od firmy Vileda 🙂IMG_20151023_155646~2 Prezent idealny na sobotę i sobotnie porządki.

W środku znalazły się ściereczki nowej generacji Actifibre. To ściereczki, które mają poradzić sobie z każdym rodzajem zabrudzenia i w każdej sytuacji. Czy jest tak faktycznie przekonamy się już jutro, bo na czyszczenie czeka m.in. lustro, które ma dziesiątki odcisków dłoni naszej córki, która uwielbia od jakiegoś czasu dotykać swoje odbicie w lustrze. Nasza kotka też swoje dokłada, bo lubi się przeglądać w lustrze opierając się o jego dolną część łapkami. Zarówno tu jak i w kilku innych miejscach w naszym domuIMG_20151023_155844~2 ściereczki będą miały jutro okazję wykazać się 🙂

Producent podkreśla, że Actifibre mają unikalną warstwę PVA, która sprawia, że ścierki znakomicie pochłaniają (do 100 ml cieczy) i zatrzymują w sobie wodę. Przecierana powierzchnia jest nie tylko idealnie czysta bez użycia detergentów (co ważne jest dla nas jako rodziców niemowlaka), ale też sucha i wolna od smug oraz zacieków. Ponadto jest miła w dotyku.

Możliwość testowania ściereczek Vileda Actifibre mamy dzięki portalowi streetcom.pl.

#ACTIFIBRE #PORZADKIZVILEDA #SCIERECZKANOWEJGENERACJI #VILEDA

2

Udany początek nocnikowania

Po katarze nie ma już śladu 🙂

Posadziliśmy dziś M. na nocniku – takim małym, w sam raz na 5,5 miesięczną pupę. Nasz zamiar był taki żeby ją oswoić z nocnikiem tak jak polecała to nam moja babcia. M. posiedziała jakieś 15 minut bez niczyjej pomocy, gadała przy tym po swojemu i cieszyła się niezmiernie. Jak ją ściągnęliśmy okazało się, że zrobiła siku! 🙂 To się nazywa sukces – udane początki nocnikowania 🙂DSC_3263a

Wiem, że niektórzy czytając to pomyślą, że jestem matką – wariatką. Kiedyś jak na jakimś forum napisałam o nocnikowaniu 4-5 miesięcznego dziecka to przeczytałam w odpowiedzi, że szkoda mi pieniędzy na pampersy, że zniszczę dziecku kręgosłup, że jestem wyrodną matką, że jestem wygodna itp itd. Kiedy M. miała 4 miesiące dostała od prababci nocnik i posadziliśmy ją na nim kilka razy. Nie chodzi nam o oszczędności czy wygodę, bo wygodniej jednak jest zmienić raz na kilka godzin pieluchę niż latać z małym dzieckiem do toalety za każdym razem kiedy chce się załatwić. Sama nauka nocnikowania tak małego dziecka wymaga też znacznie więcej cierpliwości i czasu. Bazowaliśmy na rodzinnych doświadczeniach. Moja babcia tak robiła ze swoimi dziećmi i nami – wnukami. Nikt nie ma skrzywionego kręgosłupa ani żadnej traumy z tego powodu. Możemy za to chwalić się tym, że już przed pierwszymi urodzinami nie nosiliśmy pieluchy 😀

Po kilku próbach zrezygnowaliśmy jednak z oswajania M. z nocnikiem, bo trzeba było ją podtrzymywać i mijało się to trochę z celem. Właściwie to przyznam, że nie chciało nam się, bo było to dość męczące i dla nas, i dla niej chyba też, a nie chcieliśmy jej zniechęcać, bo nie w tym rzecz. Dzisiaj pierwszy raz po przerwie posadziliśmy ją, bo już stabilniej siedzi i okazało się, że daje radę już całkiem sama 🙂 Nie trzeba jej trzymać, nie potrzebuje oparcia. No i zrobiła siku – oczywiście więcej w tym przypadku niż świadomego działania, ale „pierwsze koty za płoty” pogoniliśmy 🙂 Jesteśmy dumni 😀

Dobranoc! 🙂

0

Przeziębienie u niemowlaka i niebezpieczne reklamy

Cieszyliśmy się, że M. taka odporna… W ostatnim czasie my dwa razy byliśmy przeziębieni, a córa zdrowa jak ryba. W czwartek jednak złapał ją katarek i trzyma ciągle, więc poszliśmy dziś do pediatry. Szczęśliwie osłuchowo jest wszystko w porządku i generalnie powiedziała, że nie ma się czym martwić. Powiedziała też, że katar u niemowlaka tak jak u dorosłego trwa tydzień  (mąż wyczytał gdzieś w necie, że ponoć trzy…).DSC_2610-1

M. dostała przeciwzapalnie małą dawkę Nurofenu do podania przez dwa dni, krople do nosa na noc i wapno w syropie. Od soboty nosiliśmy się z zamiarem kupienia jej reklamowanego ostatnio żelu do wcierania dla niemowląt  – piszą, że można go stosować od pierwszego dnia. Nie mogliśmy go jednak dostać w żadnej aptece. Dziś zapytałam naszą pediatrę co o tym myśli (tak z ciekawości i na przyszłość). Okazało się, że Opatrzność nad nami czuwała, że w aptekach nie mieli tego produktu, bo może być niebezpieczny dla takiego maluszka. Lekarka kategorycznie zabroniła nam kupować tego preparatu. Zatem pozostajemy przy naszej maści majerankowej, którą na noc i po przebudzeniu smarujemy jej nosek i bezpośrednio pod nim.

A poza tym, trochę głupio mi się zrobiło, bo za oknem szaro, buro, zimno, dziecko przeziębione, na termometrze za oknem 5 stC, więc ubrałam małą w body, bluzeczkę i na to jeszcze założyłam jej polarowy kombinezon. Do kompletu leginsy i czapkę. Pediatra jak to zobaczyła stwierdziła, że przesadziłam trochę z warstwami i jest jej na pewno za ciepło… Z drugiej strony sama miałam na sobie dwie bluzki i ciepłą kurtkę, więc sądziłam, że tak będzie jej dobrze. Jak widać jeszcze wiele nauki przed nami…

W drodze do domu M. zasnęła nam w samochodzie i śpi – jak zaczarowana – przy uchylonym balkonie, inhaluje się świeżym powietrzem 😉

P.S. Jak już wspominaliśmy w poprzednich postach – założyliśmy fanpage na FB dla naszego bloga i prosimy Was o „lajki” 🙂

0

Obiadowe muffiny z #CheeseSnack

Weekend trwa. Dopiero teraz – jak to mama, mam chwilę żeby coś napisać… A chciałabym napisać o tym, co działo się u nas w kuchni wczoraj. Zanim jednak do tego przejdę podzielę się z Wami informacją, że byliśmy dziś na warsztatach Bezpieczny Maluch – generalnie polecamy, bo warto 🙂

A teraz do rzeczy. Jak już wiecie testujemy serowe przekąski od firmy Zott. Postanowiłam więc wykorzystać je nie tylko między posiłkami, ale takżeIMG_20151015_143052~2 jako składnik obiadu. Tak powstały nasze obiadowe muffiny 🙂 Na zdjęciu są już ciut oklapnięte, ale wciąż pyszne, więc podzielę się z Wami przepisem.

Składniki:

  • 6 jajek
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki oleju
  • 0,5 szklanki mleka
  • Sól, pieprz

JajkaIMG_20151015_130356 rozbijamy i dodajemy do nich pozostałe składniki, a następnie mieszamy. Robimy masę jak na omlety. To jest baza całej potrawy. Do tego potrzebne są dodatki. My postawiliśmy na smażone z cebulą pieczarki, parówki dobrej jakości i paprykę.

Oprócz składników potrzebna jest forma do muffin. Nasza jest na 12 sztuk. Smarujemy ją oliwą. Piekarnik nastawiamy na 200 stC. Następnie uzupełniamy formęIMG_20151015_130348 farszem posypując go serem żółtym – u nas pokrojony drobno Cheese Snack o smaku keczupowym. Na koniec zalewamy masą z jajek i wstawiamy do piekarnika na ok. 30 minut.

W międzyczasie można przygotować dodatki. Ja swoje muffiny podałam z sałatką grecką, a na deser zrobiłam ryż z jabłkami i cynamonem polany jogurtem naturalnym.

Nam smakowało i Wam polecamy 🙂

0

Serowe kąski na próbę

Co prawda do weekendu jeszcze nieco czasu zostało, ale dzisiaj będzie kulinarnie. Dlaczego? Dlatego, że przyszła do nas dzisiaj kolejna paczka do testowania 🙂

Tym razem dostaliśmy od #trnd.pl dwa pudełka #CheeseSnack od firmy #Zott – oryginalne i keczupowe.IMG_20151014_153202 W każdym pudełku było sześć dwupaków, czyli łącznie 24 opakowania. Oprócz tego w pakiecie poza materiałami dla ambasadorów otrzymaliśmy układankę – kolorowankę, do której niedługo dorośnie M. i będzie miała niezłą zabawę 🙂

Póki co snaki leżą w lodówce i rozmrażają się. Dwie paczki rozgrzewają się do testowania, a my – serowe potwory nie możemy się doczekać aż będą gotowe do zjedzenia 🙂

A Wy? Jadacie tego typu serowe przekąski? Może znacie te konkretne? Czy Waszym zdaniem to dobra alternatywa dla dzieci, które lubią przekąski?

0

Pierwszy śnieg i testowanie śnieżnej bieli

U Was też to samo? Mam na myśli śnieg za oknem… Nas nie zaskoczył rano, ponieważ zauważyliśmy go w nocy. Ściślej to tata M. zobaczył biały świat za oknem kiedy wstał do niej około 4:00. Później obudził mnie żeby pokazać swoje odkrycie… Rano śnieg był zaskoczeniem tylko dla M. Zresztą byłby dla niej zaskoczeniem w każdej chwili bo to jej pierwszy śnieg w życiu. Dlatego usiadłam z nią w oknie jeszcze przed śniadaniem i strzeliłam jej pogadankę na temat śniegu, św. Mikołaja, sanek, bałwana, choinki, świąt, reniferów z saniami, kolęd i prezentów 🙂

No i ledwo skończyłyśmy, a do naszych drzwi zapukał listonosz z paczuszką dla M., w której była mała futrzana kamizelka, którą zamówiłam tydzień temu. Natomiast w okolicy obiadu, czyli niedawno przyjechał do nas kurier z pudłem od #Everydayme 🙂

DostaliśmyIMG_20151012_143405~2 się do grupy testerów kapsułek #VizirGoPods – fajna sprawa i bardzo się z tego cieszę. Być może w końcu będziemy mieć jeden zamiast trzech produktów, a to oznacza więcej wolnego miejsca. Dlaczego jeden zamiast trzech? Bo kapsułka zawiera proszek do białych i kolorów oraz płyn do płukania.

Próbowałyście już u siebie te kapsułki? Jak wrażenia? 🙂

5

Test chusteczek nawilżanych cz. 2

Tak jak obiecaliśmy jakiś czas temu, wracamy do Was z testem chusteczek nawilżanych dla niemowląt. W ostatnim czasie mieliśmy okazję wypróbować dwa rodzaje chusteczek – Velvet pure baby oraz HiPP.

Po chusteczki HiPP jako produkt, którego nie znamy, pewnie nie sięgnęlibyśmy w dalszym ciągu, gdyby nie promocja w Rossmannie i rabat 20-procentowy, jaki otrzymaliśmy w paczce od producenta za rejestracje w programie Klub mojego maluszka. Pisaliśmy o tym już wcześniej w poście Pierwsza łyżeczka

W poprzednim teście naszym niekwestionowanym faworytem były chusteczki Bambino. Teraz mają u nas poważną konkurencję w postaci chusteczek HiPP właśnie. Są rewelacyjne! Ładnie pachną, nie są za suche ani za mokre, nie
uczulają, nie podrażniają, są delikatne, a do tego jak żadne inne idealnie wyciąga się IMG_20151006_143537pojedyncze listki z opakowania od pierwszej do ostatniej chusteczki. Absolutnie nie sklejają się jak pozostałe. Ich jedynym mankamentem jest cena – są dość drogie, ale chyba nie najdroższe – zwłaszcza kiedy są w promocji. Wtedy warto zrobić sobie mały zapas. Nam udało się je kupić w promocji i z rabatem dwupak (112 szt.) za niecałe 7 zł, czyli połowę, bo normalna cena to 13.99 zł. Polecamy 🙂

Drugie chusteczki, które testowaliśmy pochodzą od producenta papieru toaletowego, chusteczek higienicznych i papieru nawilżanego – Velvet. Kupiliśmy je niedawno w Kauflandzie jako nowość. Za trzypak (192 szt.) zapłaciliśmy 9,99 zł. Normalna cena to 6.99 zł za jedno opakowanie 64 szt, więc są ciut tańsze niż HiPP. Na początku używania chusteczek Velvet byliśmy nimi zachwyceni – sprawdzały się idealnie jako odpowiednio nawilżone, delikatnie pachnące, dobrze zmywające i nie IMG_20151008_115235powodujące alergii. Jednak w miarę zużycia opakowania okazało się, że im mniej chusteczek, tym gorzej się je wyciąga. Dodatkowo te na dole są bardziej mokre niż te wyżej. Zdarzało się, że jednorazowo wychodziły trzy, cztery kawałki. No i to jest ich minus. Jak dla nas są niewygodne, ale poza tym nie można im niczego zarzucić. Dołączamy je do rankingu tych lepszych, ale z pewnością nie wyprzedzą naszych poprzednich faworytów.

Zatem czas na aktualizację naszego chusteczkowego rankingu. Zaczynamy od najlepszych. Długo zastanawialiśmy się co zrobić z Bambino i HiPP. Doszliśmy do wniosku, że ze względu na niższą cenę Bambino (dwupak – 126 szt. – 11.99 zł) obędzie się bez degradacji naszego poprzedniego faworyta i przyznaliśmy pierwsze miejsce ex eaquo:

  1. Bambino i HiPP
  2. Dada zielone (Biedronka)
  3. Linteo Baby(Carrefour)
  4. Velvet

Z kolei ranking najgorszych według nas chusteczek pozostaje bez zmian:

  1. Huggies
  2. Carrefour Baby
  3. Fitti (Biedronka) i Life Baby (SuperPharm)

Poprzedni ranking z uzasadnieniem i test można zobaczyć we wpisie Chusteczki nawilżane – jak wybrać najlepsze?

P.S. Jak już wspominaliśmy w poprzednich postach – założyliśmy fanpage na FB dla naszego bloga i prosimy Was o „lajki” 🙂

1

Październikowa edycja testów Canpolbabies

Witamy Was po krótkiej, nocnej i porannej przerwie 🙂

Tym razem chcieliśmy Was poinformować, że postanowiliśmy wziąć udział w październikowej edycji testów Canpolbabies – blogosfera. Mamy nadzieję, że uda nam się zakwalifikować do programu testerów i/lub organizatorów konkursu. Tym razem firma oddaje w ręce rodziców zestaw pielęgnacyjny i aspirator.cb

Chcemy je wypróbować albo w drodze konkursu przekazać Wam do testowania, ponieważ od urodzenia M. mamy do czynienia z Canpolem i jesteśmy zadowoleni zarówno z zabawek, które mała uwielbia jak i buteleczek, z których je 🙂

Także – trzymajcie za nas kciuki, a po 31 października spodziewajcie się konkursu 🙂

canpol-babies

P.S. Jak już wspominaliśmy w poprzednich postach – założyliśmy fanpage na FB dla naszego bloga i prosimy Was o „lajki” 🙂

0

Mamo, to ja!, czyli wpis po warsztatach

Byliśmy dziś na warsztatach „Mamo, to ja!”. To nasze pierwsze warsztaty dla rodziców – nigdy wcześniej w podobnej inicjatywie poza szkołą rodzenia, nie uczestniczyliśmy. Byliśmy w grupie dla rodziców dzieci do pierwszego roku życia. Niektóre tematy dla nas jak i większości uczestników wykładów, były już przedawnione np. temat kolek, których my w ogóle nie doświadczyliśmy, a pozostali mają je już za sobą. Podobnie było z wykładem położnej na temat codziennych rytuałów niemowlaka – ten temat też większość z nas już z grubsza opanowała.

Niemniej były też rzeczy ciekawe, które z pewnością przydadzą się nam jak np. informacje dotyczące żywienia dzieci po pierwszym roku życia, czy udzielanie pierwszej pomocy dziecku. To drugie mam nadzieję, że nikomu z nas nie przyda się nigdy…IMG_20151005_123605

Atmosfera całkiem sympatyczna. Przeważały mamy z dziećmi, które całe cztery godziny świetnie się bawiły na sali m.in. na matach edukacyjnych, które przygotował organizator. Nie brakowało też tatusiów oraz babć 🙂 Miłym zaskoczeniem oprócz części teoretycznej, było przygotowane dla rodziców stanowisko z przewijakiem i zapasem pieluszek oraz chusteczek nawilżanych, a także dodatkowe atrakcje. Każdy już na wstępie dostał reklamówkę, w której znajdowała się pieluszka flanelowa w sówki i ulotka dotycząca żywienia dzieci po 1 roku życia. IMG_20151005_210709Później był konkurs na skojarzenia z „Mamo, to ja”. Spośród wszystkich uczestników wybrano sześć lub osiem najciekawszych skojarzeń. W grupie tej znaleźliśmy się my! Organizatorom spodobał się nasz krótki wierszyk o oczekiwaniu na pierwsze słowa M. i wygraliśmy różowy kocyk Minky 🙂IMG_20151005_210811 Na pożegnanie każdy dostał jeszcze reklamówkę z literaturą, kolorowanką dla dziecka i próbkami. Także, wyszliśmy z warsztatów nie tylko z pełnymi głowami, ale i rękami 😉

Warsztaty były dla nas okazją do zdobycia wiedzy, a dla naszej M. spotkania się z rówieśnikami. Ewidentnie bardzo jej się to podobało 🙂 Jeśli mielibyśmy komuś doradzić – iść, czy nie iść to powiemy – iść. Wykłady trwają cztery godziny z przerwą, ale z pewnością każdy, zwłaszcza debiutujący rodzic coś z nich wyniesie. Warsztaty odbywają się cyklicznie w większych miastach. Harmonogram spotkań dla rodziców oraz kobiet w ciąży znajduje się na stronie organizatorów.   

A Wy bywacie na tego typu warsztatach? Może polecicie nam jakieś? Chętnie wybierzemy się na kolejne 🙂

P.S. Jak już wspominaliśmy w poprzednim poście – założyliśmy fanpage na FB dla naszego bloga i prosimy Was o „lajki” 🙂

0

Macierzyństwo na słodko

Minęła właśnie… 22:30 w piątek. Znaczy się weekend pełną gębą trwa, a skoro mamy weekend to – podzielę się z Wami przepisem, który wymyśliłam na szybko w drugim miesiącu życia M. Jestem łasuchem, uwielbiam słodkości, ale kiedy na świat przyszła M. wolałam dmuchać na zimne i mieć spokojne noce, więc długo stosowałam się do zaleceń dietetyków i wyeliminowałam większość moich ulubionych smakołyków i potraw. Ze słodyczy jadłam tylko galaretkę malinową i brzoskwiniową na świeżo, biszkopty i dżem.

Nadszedł dzień kiedy stwierdziłam, że dłużej już nie wytrzymam i tak oto ze składników dopuszczonych do diety karmiącej matki, wymyśliłam pyszny i szybki placek, który zrobiłam w małej tortownicy. Oprócz tortownicy do przygotowania ciasta na zimno, potrzebna będzie nam folia do wyłożenia dna i ścianek tortownicy oraz składniki: DSC_2523

  • 500 ml śmietany 30 lub 36 %
  • 2 łyżki cukru kryształu
  • 3 dowolne galaretki
  • opakowanie biszkoptów
  • owoce

Najpierw zajmujemy się galaretkami. Dwie galaretki np. malinowe rozpuszczamy w szklance przegotowanej wody i zostawiamy do wystygnięcia i częściowego zastygnięcia. Trzecią galaretkę rozpuszczamy według przepisu na opakowaniu i odstawiamy. Następnie bierzemy się za śmietanę, którą ubijamy mikserem bez dodatków. Po ok. 3 minutach dodajemy do niej cukier i dalej ubijamy aż zrobi się bita śmietana. W międzyczasie wykładamy tortownicę folią, a na folię wykładamy warstwę biszkoptów. Kiedy śmietana ubije się, dodajemy powoli tężejącą galaretkę (tą z dwóch torebek) i nadal mieszkamy mikserem aż powstanie gładka masa. Gotową masę wylewamy na biszkopty, a na wierzchu układamy drugą warstwę biszkoptów lub owoców, a na koniec zalewamy to galaretką z jednej saszetki.

DSC_2508 KILKA DOBRYCH RAD: Zanim wylejemy galaretkę na wierzch warto włożyć placek przynajmniej na 30 minut do lodówki. Z galaretką też można tak zrobić jeśli jest wciąż płynna. Najlepiej wylać ją na masę dopiero w stanie tężenia. Dzięki temu unikniemy przelania się galaretki przez masę. Jeśli natomiast chodzi o owoce, to ja początkowo bazowałam na bezpiecznych dla karmionych piersią dzieci malinach, brzoskwiniach, bananach i jagodach mimo, że w pełni był sezon na moje ukochane truskawki.

Na zdjęciach są trzy moje wersje: malinowa z biszkoptami, brzoskwiniowa z biszkoptami i ostatnia najbardziej wypasiona brzoskwiniowo-malinowa z owocami 🙂 Przy tej ostatniej „zaszalałam” z masą tzn. zamiast dwóch brzoskwiniowych galaretek dałam jedną brzoskwiniową i jedną cytrynową (wymieszane razem). Polecam to połączenie, bo dzięki niemu masa nabiera lepszego, bardziej wyraźnego smaku!FullSizeRender

 

           S M A C Z N E G O ! 🙂

P.S. Jak już wspominaliśmy w poprzednim poście – założyliśmy fanpage na FB dla naszego bloga i prosimy Was o „lajki” 🙂

1

Pielęgnacyjne dylematy mamy i tatyielęgnacja

Kiedy na świat ma przyjść dziecko, rodzice – zwłaszcza ci debiutujący, mają wiele „wyprawkowych” dylematów. My też je mieliśmy. Temat głównie dotyczy przyszłych mam, bo to na naszych barkach z reguły spoczywa wybór odpowiednich produktów, zwłaszcza jeśli mówimy o kosmetykach.

Zanim zdecydowaliśmy się ruszyć na podbój sklepowych regałów, które uginają się i mienią paletą barw mnóstwa produktów, postanowiliśmy się poradzić świeżo upieczonych rodziców wśród znajomych. Tak oto zdecydowaliśmy się na minimalistyczną „kosmetyczkę” dla naszej M.

KĄPIEL

Postawiliśmy na emolient – nieco drogi, ale z automatu odpadło nam kupowanie mydełek i oliwek.Oilatum_Emollient_500ml_1395056521

Byliśmy z niego bardzo zadowoleni. Miał niezliczoną ilość plusów. Przede wszystkim już na starcie wyeliminowaliśmy ryzyko uczulenia. Poza tym ładnie pachniał, dobrze czyścił i natłuszczał skórę. Po prostu ideał. Minus to cena i tłuste ślady jakie zostawiał na wanience i wannie.

I tylko te dwa minusy sprawiły, że za namową kuzynki postanowiliśmy spróbować nieco innego produktu – natłuszczającego płynu do kąpieli firmy Ziaja – seria Ziajka.

226ebc1c8df9cfa48bb602c98866f3d4

Cena przeszło trzy razy niższa, a jakość? Jak dla nas na tym samym poziomie. Nie wiem jak sprawdziłby się ten płyn w przypadku skóry wrażliwej czy skłonnej do alergii, ale u nas spisał się na przysłowiową dziesiątkę. Ładnie pachnie, myje i natłuszcza skórę. Dopuszczony do użycia od pierwszego dnia życia. Dodatkowym plusem oprócz ceny jest jeszcze jego zamykana zakrętka z dziurką, która ułatwia dozowanie płynu do wody. Jako minus obiektywnie trzeba wskazać te tłuste ślady, które zostają po kąpieli, podobnie jak po Oilatum.

Mimo zadowolenia z Ziajki ostatnio coś nas podkusiło żeby sięgnąć po pielęgnacyjny płyn do kąpieli z HiPP. 

hipp

Postanowiliśmy sprawdzić go tylko dlatego, że akurat w Rossmannie była promocja, a my dodatkowo mieliśmy jeszcze 20 procent rabatu, który dostaliśmy od HiPP dla klubowiczów. Dzięki temu płyn kosztował nas ok. 10 zł, czyli tyle samo co Ziajka. Dzisiaj żałujemy. Płyn ładnie pachnie – to fakt. Nie uczula, nie podrażnia skóry itp. itd., ale naszym zdaniem nie nadaje się do kąpieli niemowlaków, ponieważ tworzy dużą ilość piany. W przypadku starszych dzieci czy dorosłych nie jest ona problemem, a atutem. Jednak przy kąpieli niemowlaka powoduje same problemy – dziecko nie jest zainteresowane zabawą pianą, a rodzic musi uważać, żeby dzieciak nie zjadł piany albo zwyczajnie w niej nie zanurkował niechcący. Poza tym na koniec kąpieli konieczny jest w tej sytuacji prysznic. I jeszcze jedna uwaga – w przypadku tego płynu, do kąpieli należy użyć dodatkowego produktu do mycia…

af5ecc030b4890957162d256fbd70e82My, wracając do naszego kąpielowego faworyta – kupiliśmy hypoalergiczny kremowy olejek myjący z Ziajki (polecany na ciemieniuchę). Problem polega na tym, że olejek trzeba rozprowadzać na skórze nad wodą, a to jest uciążliwe w przypadku pięciomiesięcznego niemowlęcia lub młodszego – zwłaszcza przy myciu nóżek i pupy. W kontakcie z wodą olejek automatycznie się „rozpływa”. Według nas byłby idealny pod prysznic.

W ten oto sposób stworzyliśmy nasz pierwszy ranking płynów do kąpieli, w którym prowadzi Ziajka – natłuszczający płyn do kąpieli. Drugie miejsce należy się Oilatum, a trzecie HiPP.

SKÓRA

Woda i płyn do kąpieli to nie wszystko. Po wyciągnięciu dzieciaka z wody i osuszeniu skóry wypadałoby ją czymś posmarować. Początkowo ze względu na używany emolient mieliśmy zrezygnować z dodatkowego nawilżania skóry, ale przyszedł czas kiedy M. zaczęła się łuszczyć skóra – podobno każde niemowlę to przechodzi. Wiedzieliśmy jedno – nie kupujemy oliwki, bo ta jak powiedziała nam położna choć jest tłusta – wysusza skórę i do tego zatyka pory.
i-linomag-krem-0-2-g-1g-30g

W pierwszej kolejności sięgnęliśmy po krem Linomag do buzi i ciała. Na początku bałam się, że będzie zostawiać tłuste plamy, ale okazało się, że wchłania się na tyle dobrze, że śladów na ubraniach po nim nie ma. Generalnie sprawdzał się, ale używaliśmy go krótko – tydzień, góra dwa. Po tym czasie kupiłam M. krem tego samego producenta z serii Linuś Bobo A+E.

i-linomag-bobo-a-e-krem-50ml

Muszę przyznać, że dobry produkt. Ładnie pachnie, dobrze wchłania się, nawilża skórę i radzi sobie z łuszczącym naskórkiem. Byliśmy zadowoleni, ale ze względu na chwilowe problemy z dostępnością, musieliśmy sięgnąć po coś innego i w ten sposób w komodzie M. pojawił się kolejny członek z rodziny Ziajki – krem do pielęgnacji dzieci i niemowląt od pierwszego dnia życia. Oczywiście o wypróbowaniu tego produktu zadecydowała niewiarygodnie niska cena – niespełna 4 zł za 50 ml (Linomag 30 ml kosztował ok 8 zł, a Linuś za 50 ml – 9 zł).

ziajkaNie wiedziałam czego spodziewać się po tym kremie, bo wtedy jeszcze Ziajki dla dzieci nie znałam (miałam jedynie dobrą opinię o używanych przeze mnie kosmetykach w czasie ciąży). Bardzo szybko przekonaliśmy się do tego kremu – ładnie pachnie, ma miłą, nietłustą konsystencje i wspaniale nawilża skórę dziecka. Fantastyczny produkt – przynajmniej dla nas. Do tego jest w słoiczku, co w znacznym stopniu ułatwia używanie go i umożliwia zużycie produktu w 100 procentach (w tubkach zawsze coś zostaje).

Ostatnio jednak ponownie skusiła mnie oferta Rossmanna, który 3600550296921-239x-0-zaoferował mi 100 ml lipidowego kremu nawilżającego do twarzy i ciała Mixa Baby za jedyne 7,99 zł! Nie byłabym sobą gdybym obok takiej promocji przeszła obojętnie, więc kupiłam „na próbę”…

Zgadnijcie. Zadowolona? Pobił na łeb, szyję Ziajkę?

No, nie pobił. Ani na łeb, ani na szyję. Być może lepiej się sprawdzi u dzieci z bardziej wymagającą skórą, ale do nas już nie wróci. Po pierwsze jest bardziej wodnisty,a po drugie słabiej się wchłania. No i jest w tubce, ale to wiedziałam już przy braniu go z półki. W naszym rankingu kremów zajmuje trzecie miejsce za Linomagiem, Linusiem i naszym faworytem – Ziajką.

WŁOSY

Jak dla nas krótka historia. Na początku – mniej więcej miesiąc, może półtora włosy M. myliśmy po prostu wodą z emolientem. Później postanowiliśmy wypróbować mini produkt z paczki dla noworodka – szampon Dzidziuś. Ma bardzo delikatny zapach, nie szczypie w oczy i znakomicie sprawdza się w kąpieli. Pieni się nie za dużo, nie za mało lecz w sam raz. Jest jednak problem w dostaniu go, dlatego ostatnio kupiliśmy Bambino, który oceniamy tak samo dobrze jak jego poprzednika. Trzeba jednak przyznać, że ładniej pachnie 🙂

szampon_dzidzius_300mlres_96aa49892a64dc745bc6a997550d331b_350x350c_p6o3

PUPA

Została nam jeszcze pupa – miejsce dość newralgiczne u niemowlaka. Za radą znajomych i położnej nie kupowaliśmy pudru czy innej zasypki. Nigdy nie używaliśmy takiego produktu. Zanim M. urodziła się, po zasięgnięciu opinii kupiliśmy maść Linomag. linomag-masc-30-gByliśmy z niej bardzo zadowoleni – świetnie sprawdziła się na pupie naszej córeczki. Nie mieliśmy problemów z odparzeniami czy innymi problemami skórnymi, zatem maść spisywała się wzorowo. Miała jednak jeden, a właściwie dwa minusy. Po pierwsze jest mało wydajna przez tubkę, a po drugie zostawia tłuste ślady.

Zachęcona pomyślnym sprawdzianem kremu, postanowiłam sprawdzić maść pośladkową Ziajki, która okazała się tańsza od Linomagu (Linomag 30 ml – ok. 8 zł, Ziajka 50 ml – ok. 6 zł).

c7a7eec419b26ff22cc3053e58c8c394 Był to kolejny strzał w „dziesiątkę”. Dobra, cena, a do tego sprawdza się jak należy – M. w dalszym ciągu nie wie co to odparzenia mimo afrykańskich upałów, których doświadczyła 🙂 Plusem jest też opakowanie – słoiczek i konsystencja kremu, który nie zostawia plam.

W międzyczasie wypróbowaliśmy też kojący krem przeciw odparzeniom Nivea Baby.BaBy_kojacy-krem-przeciw-odpazeniom Dostałam go w formie mini produktu w jednej z paczek dla noworodka. I choć Niveę lubię. to z przykrością stwierdzam, że ten produkt nie do końca im się udał. Osobiście zniechęciło mnie to, że krem ciężko zmyć ze skóry. No i jest w tubce.

Kolejny ranking wygrywa Ziajka!

Jeszcze jedna drobna uwaga w temacie pupy. Często w temacie profilaktyki odparzeń, mamy polecają sobie na wzajem Sudocrem i Bepanthen… Warto je mieć w domu, ale raczej w małych opakowaniach na początek, bo nie wiadomo czy w ogóle przydadzą się. Położne, z którymi rozmawiałam odradzają stosowania tych kremów profilaktycznie. Są za to bardzo dobre i odpowiednie kiedy odparzenia już pojawią się. Stosowanie ich na co dzień może spowodować, że jeśli odparzenia powstaną- nic na nie nie zadziała. Jednym słowem powinno się traktować je jako „lekarstwo”, a nie kosmetyk pielęgnacyjny. Poza tym są dość drogie jak na codzienne stosowanie.

W tym miejscu jeszcze chcielibyśmy podzielić się pewną reflekcją. Po pierwsze – cudze chwalicie, swego nie znacie. Po drugie – droższe nie zawsze znaczy lepsze.

P.S. założyliśmy profil FB naszego bloga. Jeśli tu zaglądacie, prosimy o lajki – okienko obok 🙂